niedziela, 10 listopada 2013

Przemyśleń kilka

Dawno nie pisałem, sporo w hodowli się wydarzyło, więc notatkę rozbiję na dwie części:
I - moje rozważania i dywagacje,
II - tradycyjnie aktualny stan hodowli

A więc od czego zacząć.
Może od tego, że troszkę, albo znacznie okrojono hodowlę. Powody są bardzo różne, zaczynając od zbliżającej się zimy, po zdecydowany brak miejsca na coraz bardziej rozwijającą się hodowlę.
Z liczby +60 gatunków, zleciałem do ok. 55-53. Niby nie dużo, ale jednak w całym rozrachunku robi to spore wrażenie.
Z hodowli odeszły gatunki, które powodowały najwięcej problemów, wyeliminowały się one same, bez mojej "pomocy", czy planów na ich eliminację. Zrezygnowałem i nadal będę rezygnować z gatunków, których pełny cykl od jaja do imago udało się przerobić więcej niż 3razy.
I tak planując co z hodowli usunąć, a co zostawić napatoczyłem się na pewien problem.
Mianowicie przeczesując internet i umieszczając owadzie oferty na wielu forach zagranicznych zacząłem się zastanawiać jak funkcjonują inne owadzie hodowle zagranicznych znajomych. Od dłuższego czasu wzoruję się na hodowli mojego znajomego z Czech. Chodzi głównie o ilość hodowanych gatunków. Do nie dawna u mnie była to liczba dochodząca do 70gatunków, u niego sięga 110. W hodowli znajdują się zarówno tak popularne gatunki jak indyjskie, rogate, a również rarytasy, których ja sam nie posiadam. Tyle że z taką liczbą owadów wiąże się niesamowicie wielka ilość czasu poświęcana im, wysprzątać wszystkie terraria, dodać pokarmu - to czynności, które muszą odbywać się praktycznie raz w tygodniu, dość regularnie. 100 czy 70 gatunków nie można ulokować w 5-10 zbiornikach, ich liczba musi sięgać min. 20 szt., tak by hodować po 2-3 gatunki w jednym terrarium, licząc się z tym że część gatunków będzie niejako zalegać w formie jaj w inkubatorach.
Z drugiej strony pojawiły się hodowle, które liczą po 10-20gatunków, które są niesamowicie interesujące, są to zwykle gatunki odkrywane na bieżąco danego roku, a ich hodowla trwa zwykle od jaja do imago i na tym się kończy. Takiej hodowli można poświęcić więcej uwagi, zauważyć ewentualne błędy znacznie szybciej niż przy liczbie liczbie powyżej 70gat. Ale czy taka hodowla jest atrakcyjna, albo czy niesie ze sobą jakiś naukowy podtekst? Po za wprowadzeniem na rynek gatunków nowych, co jest bezsprzecznie na +, trudno zauważyć w jednym pokoleniu interesujące zachowania, dokonać wnikliwego opisu gatunku, poznać w pełni preferencje pokarmowe, wyłapać błędy, które mogą pojawiać się w hodowli tego gatunku w przyszłości. Nie mówiąc o chęci przeprowadzenia pokazu, czy wystawy, bo jeśli w hodowli mamy 10gatunków, z czego 5-6 to nimfy trudno wyeksponować piękno i atrakcyjność bezkręgowców, które w formie nimfy są zwykle mało "wystawowe". Trudno z tego względu, bo nie osiągalne jest zgrać całą umowną dziesiątkę w jednym czasie w formie imago.  Łatwiej będzie za to zdobyć nowy ciekawy materiał do hodowli, bo przy małych hodowlach są to zwykle rzadkie gatunki, jak wcześniej wspomniałem.
W dużych hodowlach znacznie trudniej wyłapać błędy, czy problemy, które pojawią się w jej trakcie. Ale jest to hodowla bardziej reprezentacyjna, można bez problemu zabrać ok 20gatunków na wystawę, bo zawsze 30-50% z tej 70dziesiątki będziemy mieli w formie imago. Łatwiej zaobserwować pewne ciekawe zachowania i niepodważalnie łatwiej dokonać opisu gatunku. Ale co robić z ewentualnym przychówkiem popularnych gatunków? Sam borykam się z tym problemem. Gatunki popularne praktycznie nie znajdują nowych właścicieli, rynek zbytu jest niezwykle ubogi.
I tu pojawił się problem - czy wobec mojej aktualnej sytuacji, gdzie owady są często wykorzystywane, eksponowane na uczelni prowadzić "mega" rozbudowaną hodowlę, borykać się z problemem nadwyżek nieznajdujących nowych właścicieli, stałym brakiem miejsca na nie, czy poprowadzić hodowlę ukierunkowaną na małą liczbę gatunków, które są nowo odkryte, atrakcyjne pod względem wyglądu, stanowią doskonały materiał na wymiany, ale w przypadku których wystawy raczej odpadają?
Odpowiedzi nie znam na tą chwilę.
Staram się rezygnować z gatunków, których miałem już wiele pokoleń, gatunków kłopotliwych, mało barwnych. W hodowli zostawiam te nowsze, z interesujących mnie rodzajów, czy bardzo kolorowe. Póki co ich liczba wynosi ok 53 + prostoskrzydłe. Planuję okroić ją jeszcze o kolejne 10-15gatunków, tak by móc sprowadzić 5-10 zupełnie nowych. Zobaczymy jak mi się to uda.
Niby nie lubię półśrodków, ale liczba 20gatunków wydaje mi się za mała, 70 za duża, czas zatem wybrać jakiś kompromis i ulokować się gdzieś po środku z 40gatunkami. Nie za dużo nie za mało, powinno się znacznie łatwiej ogarniać niż tą wielokrotnie wspomnianą 70, a i uda się zachować reprezentacyjność.
I chyba właśnie odpowiedziałem sobie na pytanie w jakim kierunku poprowadzić hodowlę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz